Jak bumerang, przez cały okres historii skautingu (zajrzyjcie do “Skautingu dla chłopców”), wraca temat musztry i jej roli w wychowaniu – najczęściej w kontekście usilnie przez niektórych podkreślanego, rzekomego paramilitarnego charakteru harcerstwa. Od tego więc zacznijmy – harcerstwo nie było, nie jest i nie będzie organizacją o charakterze paramilitarnym. Harcerstwo jest organizacją wychowawczą.
Jeśli ktoś ma wątpliwości, niech zastanowi się nad celami istnienia zarówno harcerstwa, jak i wszelkich organizacji paramilitarnych. Skauting istnieje po to, by kształtować charakter chłopca. Temu służą stopnie, sprawności, – pracy nad sobą. Jaki jest cel organizacji paramilitarnej? Utrzymywanie swoich członków w gotowości do służby wojskowej, służby Ojczyźnie z bronią w ręku. Czy są to te same cele? Zupełnie nie.
Czy jednak pewne formy, służące do osiągnięcia różnych celów, mogą się pokrywać? Oczywiście, że tak. Nigdy jednak nie w takiej samej ilości i w takim samym natężeniu. Poczyniwszy ten krótki wstęp, który być może powinien stać się przyczynkiem do dłuższej rozprawy z mitem paramilitaryzmu w harcerstwie, przejdźmy do konkretu – czyli właśnie musztry.
Kawałek historii
Czym jest musztra? Słownik języka polskiego informuje nas, że są to “ćwiczenia wojskowe, na których żołnierze uczą się formowania szyków, oddawania honorów itp.”. Duch musztry wojskowej dziś jednak jest zupełnie inny niż jeszcze sto kilkadziesiąt lat temu. Musztra nie była wówczas jedynie elementem koszarowego życia, ale kluczową kwestią na polu walki. Wielkie armie okresu nowożytnego operowały za pomocą rozlicznych szyków i formacji, dzięki którym były w stanie reagować na zmieniającą się sytuację na polu bitwy, zwiększając siłę ognia czy przyjmując pikami lub bagnetami szarżę jazdy.
Żołnierz Ludwika XIV, Napoleona czy księcia Malborough wiedział zatem doskonale, że jeśli nie opanuje do perfekcji komend oficerów, może zginąć pod kopytami wierzchowców kirasjerów, albo zakłuty bagnetami królewskiego regimentu gwardii. Dziś nie jest to kwestia życia i śmierci – i bogata literatura ukazuje nam, że XX-wieczny żołnierz nie widzi celu musztry, upatrując w niej jedynie narzędzie sadyzmu.
Musztra dla skautów
W tym samym duchu pisze Baden-Powell, żołnierz (a nawet oficer) przecież: „Musztra wojskowa ma swe dobre strony, ale dla chłopca nie ma celu widzialnego i dlatego łatwo może mu obrzydnąć. Daleko wyższą wartość ma musztra: straży pożarnej, z przyrządem do ratowania ludzi z tonących okrętów, musztra wózków skautowych, spuszczania łodzi ratunkowych, budowy mostów i szereg innych ćwiczeń. Wymagają one podobnej żwawości, aktywności i karności, ale rzecz w tem, że każdy chłopiec musi tu pokręcić własną głową, aby wykonać część pracy na niego przypadającą, dla powodzenia całego zespołu”.
W powyższym cytacie znaleźć możemy echo dawnego znaczenia musztry (ang. “drill”, czyli swojskiego drylu) – zestawu umiejętności, który trzeba posiąść, by dobrze wykonywać konkretne czynności. W tym znaczeniu musztrą możemy nazwać wszelkie zadania wykonywane zespołowo – choćby rozstawianie 10-osobowego namiotu. Takie zadanie wymaga od zastępu zgrania, zsynchronizowania czynności, a jednocześnie od każdego z harcerzy wzięcia odpowiedzialności za konkretną część zadania, a to miał na myśli Baden-Powell.
I takie rozumienie musztry jest znacznie bliższe skautingowi niż trenowanie chłopca, by poprawnie wykonywał zwroty w lewo, prawo, w tył, stawał na baczność, trwając w takiej postawie przez pół godziny, w palącym słońcu.
Co zaś jest najważniejsze, wychowując chłopca, nie chcemy uzyskać ślepego wykonawcy rozkazów, choćby najsprawniejszego! „Musztra [na wzór wojskowy – przyp. red.] jest całkowicie sprawą instruowania, wkucia jej w chłopców, nie jest zaś w żadnym razie wychowaniem, przez które uczylibyśmy się sami dla siebie.” – pisze Baden-Powell.
Po co nam zatem musztra?
Czy to wszystko oznacza, że musimy wyrzucić regulamin musztry do kosza i wykreślić z harcerskiego słownika słowa takie jak “baczność” czy “spocznij”? Pewnie już wiecie, że jeśli zadaję takie pytanie, to odpowiedź brzmi: “nie”! Musztra, ta wzorowana na wojskowej, ma swoje dobre strony w harcerstwie (co zresztą wyżej napisał Bi-Pi). Zastanówmy się, jakie to są dobre strony?
Po pierwsze rozwija koordynację ruchową – która dla gwałtownie rosnącego chłopca jest niezwykle istotna. Panowanie nad własnym ciałem, zarówno w przypadku ruchu jak i jego braku, osiągamy zarówno przez sport, jak i przez musztrę. Po drugie skupienie i czujność – rozproszonemu, żywemu chłopcu, który dostaje wiele bodźców, nie jest łatwo ograniczyć się do jednej rzeczy (pamiętacie, czemu gawęda nie powinna trwać dłużej niż 3-4 minuty?). Po trzecie solidarność, poczucie wspólnoty, praca w zespole – chcąc osiągnąć perfekcję w musztrze, musimy zadbać o to, by wszyscy wykonali swoją część poprawnie. Po czwarte osiągamy coś, co zwykło się określać jako “sprężystość” – sprawną reakcję na zmieniające się okoliczności (zatrzymanie się drużyny przed przejściem dla pieszych, szybka zbiórka wobec nadjeżdżającego autobusu). Po piąte – gdy używamy (co zalecamy) różnego rodzaju instrumentów, dźwięków, wyrabiamy u chłopców poczucie rytmu, szczególnie podczas marszu.
Przeczytaj też: warto wprowadzić w drużynie laski skautowe!
Nawet więc ta “wojskowa” musztra może mieć w sobie coś pożytecznego – choć ćwiczenia żeglarskie czy pionierskie są dalece bardziej korzystne. Ważne jest po prostu, by nie zapominać o nadrzędnym celu i nie uprawiać bezmyślnej tresury, prowadzącej do samozadowolenia trenera. Musimy zachować balans form, a wówczas musztra skautowa stanie się bardzo użyteczna.
Atrakcyjność musztry
Jak więc zachęcić chłopców do ćwiczenia musztry? Sposobów jest kilka. Pierwszym, najbardziej oczywistym, jest chłopięca próżność. Każdy chłopiec lubi się popisywać – może się więc popisywać sprawnością drużyny w musztrze. Jednak do popisywania się niezbędna jest publiczność. Gdy za publiczność służą nam jedynie sosny, błękitne niebo i szyszki, popisywanie się sprawnością traci na atrakcyjności.
Publiczność jednak możemy znaleźć podczas kontaktu z inną drużyną (najlepiej harcerek), podczas wszelkiej maści imprez, turniejów i występów publicznych, podczas wizyty rodziców, podczas niedzielnej wizyty w wiejskim kościele, wreszcie podczas wszelkich przemarszy przez rodzinne (lub nie) miasta i miasteczka.
Prócz zwykłego, próżnego popisywania się, drugim istotnym elementem jest współzawodnictwo. Jeśli drużyna z Zakopanego, Pionek czy Trójmiasta robi coś, co wzbudza podziw, od razu chcemy być lepsi. Jeśli oni potrafią w rytm werbla i sygnałówki wykonać najbardziej skomplikowane manewry, to my zbudujemy schody z lasek skautowych.
Dlatego też gorąco zachęcam do zabawy z musztrą paradną – czyli spektaklem umiejętności, świętem synchronizacji i rytmu, idealną harmonią. Musztra paradna to piękno sportu i muzyki, niemal taniec. I to właśnie tego chcemy nauczyć chłopców, a nie tępego wykonywania komend.
Zaś my zapowiadamy, że niedługo na Azymucie pojawi się kilka przepisów na to, jak taki pokaz musztry paradnej z drużyną przygotować, by wzbudzić podziw najbardziej wymagającego widza.

W ZHR w latach 2003-2018, przeszedł ścieżkę od młodzika do harcmistrza. Drużynowy 16 WDH „Grunwald” (2009-2012) i patrolu wędrowników „Włóczykije” (2012-2017), robił też parę mniej istotnych rzeczy. Historyk z zamiłowania, adwokat z przypadku, żonę poznał na mazowieckiej „Agricoli”. Stara się przysłużyć harcerstwu spoza organizacji, na tyle, na ile może.
Czuwaj. Postaram się krótko. Przede wszystkim harcerstwo jest czymś pośrednim między skautingiem, a wojskiem. Jak to już powiedział Andrzej Małkowski „Harcerstwo to skauting plus niepodległość.” W naszym przypadku wzorzec sprawdzony przed II wojną światową, kiedy szeroko pojęte wychowanie poparto przygotowaniem młodych do ewentualnej obrony Ojczyzny. Całych zawiłości historycznych i ówczesnej geopolityki nie muszę chyba wyjaśniać. Musimy sobie jednak również wyjaśnić co w naszym przypadku znaczy bycie organizacją paramilitarną, bo odnoszę wrażenie , że w całości przemyśleń autora artykułu się zgadzamy i brakuje nam tylko zgodności w tym temacie. Nie możemy harcerstwa w sposób zero-jedynkowy porównywać ze skautingiem tak samo jak nie możemy w ten sam sposób porównywać harcerstwa z wojskiem. Od początku obecności harcerzy na wszelkiego rodzaju imprezach i zlotach skautowych zarzucano naszym militaryzm, gdyż chodzili w mundurach naśladujących mundury wojskowe, stosowali musztrę wojskową itp.
Posiadamy w naszej metodyce wszelkie cechy organizacji paramilitarnej, która przy pomocy działań zaczerpniętych z wojska realizuje swoje cele wychowawcze. Nie czarujmy się, że Baden Powell tworząc skauting wprowadzał samarytankę tylko i wyłącznie na wypadek skaleczenia na biwaku, albo terenoznawstwo tylko i wyłącznie dla wędrówek na obozie. Wprowadzał je również na wypadek wykorzystania tych umiejętności w przypadku obrony kraju i królowej. Tyle tylko, że w przypadku harcerzy przygotowanie do wywalczenia niepodległości, a następnie do jej utrzymania skutkowało zaczerpnięciem elementów wojskowych. Jeżeli na spokojnie, z kartką i ołówkiem zaczniemy analizować co z naszych elementów metodyki pochodzi z wojska i które z nich mogą być wykorzystane do ewentualnej obrony naszej Ojczyzny przed najeźdźcą, to niestety nie będziemy mogli użyć wobec nas innego określenia jak organizacja paramilitarna (ewentualnie proobronna). Nie muszę tutaj chyba wspominać o naturalnym ciążeniu większości chłopców w określonym wieku do wszelkich działań związanych z wojskiem na które również odpowiadamy.
Poza tym spokojnie podpisuję się pod uwagami dotyczącymi musztry. O dziwo 😉 potwierdzającymi mój punkt widzenia.
Przepraszam, że tak skrótowo, ale mam nadzieję, że zrozumiale.
Cz!
Dziękuję Jacku za Twój komentarz, miło mi, że uwagi dotyczące musztry podzielasz 🙂
Pozwolisz, że przypnę sobie Twój komentarz na ścianie i odpowiem za czas jakiś w formie dłuższego artykułu – być może chciałbyś również coś na ten temat od siebie napisać (Czy jesteśmy organizacją paramilitarną?), a wtedy moglibyśmy taki dwugłos opublikować, co byłoby bardzo cenne!
Jasne. Postaram się znaleźć trochę czasu.