Przejdź do treści

Garść spostrzeżeń po zlocie ZHR 3.0 z perspektywy drużynowego

Udostępnij:

Garść spostrzeżeń po zlocie ZHR 3.0 z perspektywy drużynowego

Mimo, że pomysł na ten artykuł zrodził się jeszcze w trakcie trwania zlotu, wstrzymałem się z pisaniem, aż mądrzejsi i bardziej doświadczeni się wypowiedzą, albo co istotniejsze, kadry zlotów (ZHR i OHy) rozwieją moje obawy. Minęły już jednak prawie dwa miesiące od zlotu, a ja jako drużynowy, wciąż nie dostałem chociaż jednej ankiety do wypełnienia…

Piszę więc ten tekst trochę pod dyskusję, a trochę w formie prośby i porady. 

Na wstępie zaznaczę, że świadomie pomijam kwestie logistyki czy dronów, bo za małą mam wiedzę, by się tutaj wypowiedzieć, a temat wieczoru uwielbienia i innych koncertów przez grzeczność przemilczę.

Półtora roku to niewiele

Bardzo komfortową sytuacją jest taka, gdy dwa lata przed zlotem jest już komendant, kwatermistrz zlotu i odpowiedzialni za piony harcerek i harcerzy.” pisze Jarosław Kowalski w “Polecam się wyspać” (czego na marginesie przez pierwsze dni zlotu nie dało się zrobić). 

A jak to wyglądało przy zlocie 3.0? Ano na zjeździe w kwietniu 2018 roku dopiero trwała dyskusja, czy w ogóle i w jakiej formie ten zlot zorganizować… Można powiedzieć, że władze ZHRu tak samo jak i drogowcy każdej zimy oraz samorządowcy i rządzący w listopadzie zeszłego roku, zostali po prostu tą 30-stą rocznicą zaskoczeni. Albo raczej dali się zaskoczyć Zjazdowi, nie podejmując zawczasu decyzji.

System zastępów, system drużyn i system gniazd

Gniazdami: akademia harcmistrzów, posiłki, mycie się, wielka gra OHy
Drużynami: Jamboree, gra w Olsztynie
Zastępami:

Miał być to wielki zlot pokazujący prawdziwy kunszt harcerstwa. Dlatego mam wielką nadzieję, że powyższa sytuacja wynikała z jakichś bezpośrednich wymogów prawnych, a nie upupiania naszych harcerzy. Bo jak inaczej nazwać sytuację gdzie zastęp – podstawa naszej harcerskiej pracy – który sam odbywa cotygodniowe zbiórki, na obozie wyrusza na kilkukilometrowe zwiady, a na turniejach porusza się po punktach i bierze udział w rywalizacji z innymi zastępami, ma nagle na terenie zlotu obowiązek poruszać się zawsze z wychowawcą?    

Najlepsza forma pracy z wędrownikami na zlocie? Prysznice.

Jak wiemy, wędrownicy są nie tylko w drużynach wędrowników. Ja miałem ich w swojej drużynie 6 (+8 młodszych chłopaków i 2 instruktorów kadry). I co mogłem z nimi na zlocie robić?

Chodzić na interesujące spotkania! Tylko, że większość z nich zaczynała się jeszcze przed końcem dnia gniazda, albo były o niezbyt porywających wędrowników tematach.

Przesiadywać w karczmie! W której uciszali Cię z powodu owych interesujących spotkań.

Pójść na wędrowniczą trasę na pielgrzymce! Tyle, że była krótsza niż te które robię z młodymi chłopakami na rajdach.

To może chociaż wędrownik sobie pośpi i poje? No tylko pod warunkiem, że opuści jakieś zajęcia – bo większość ciszy poobiednich była długości tych na koloniach zuchowych – i ma znajomości w rodzinie instruktora przywożącego na zlot mielonkę i szproty. 

Co więc mogłem robić z wędrownikami na zlocie? Chodzić wspólnie, by umyć się wieczorem pod  prysznicem, już po turach wszystkich gniazd. 

Szukajcie przyjaciół, tylko gdzie?

Szczerze liczyłem na ten punkt programu. Poznawanie ludzi z całej Polski. Problem w tym, że byłem drużynowym ze swoją jednostką i tej okazji praktycznie nie miałem. 

Wiadomo, jak ktoś chce, to zawsze i wszędzie pozna nowych ludzi, nawet w kolejce do prysznica. Bolał jednak brak rzeczywistych okazji sprzyjających poznawaniu nowych ludzi, bo przecież wszystko robiłem gniazdem bądź drużyną. Nie było żadnej atrakcji z ekipami mieszanymi typu: drużyna męska z Łodzi i żeńska z Trójmiasta, albo zastęp chłopaków z Lublina i zastęp dziewczyn z Krakowa. 

Czy zintegrowałem się lepiej w gronie swojego gniazda? Tak. Czy poznałem choć jedną nową osobę spoza swojego Okręgu? Nie. 

Spełnij wymagania. Albo w sumie nie musisz

“Do przyznania oraz otrzymania Odznaki Zlotowej uprawnia pokazanie komendantowi gniazda naszytych na mundurze pięciu sprawności zdobytych na Zlocie w tym przynajmniej trzech w ramach Akademii HarcMIstrzów”. I tutaj wiem, że różni komendanci gniazd przyjęli różną interpretację tego zapisu, ale wielu uznało “no to przecież pamiątka jest, więc najlepiej jakby dostali wszyscy”. 

Książeczki do Jamboree już nie mam, więc nie zacytuję co tam było, ale pierścienie i wpinki 30 lecia, mieli dostać wygrani, bądź osoby z odpowiednio dużą liczbą zebranych podpisów. W praktyce nie ważne było, czy biegałeś po każdym gnieździe i miałeś ponad 40 pieczątek, a może zrobiłeś tylko jeden wypad na 15 podpisów, albo w ogóle byłeś przejazdem tylko na 2 dni. Dostawał każdy, “bo przecież to pamiątka”. 

Słowność jest jedną z cech określających skauta i mężczyznę. Nie ma więc nic gorszego niż zmienianie zasad gry w trakcie w taki sposób, że zarówno harcerz leń który nie zrobił żadnej sprawności ani nie zdobył choć 5 pieczątek, ma dostawać te same odznaczenia, co naprawdę zaangażowane osoby.  Bo to jest krok w stronę dość szkodliwej wizji, gdzie w skautingu przestaje być ważne kto ile trudu włożył, ale czy wszystkim było po równo. 

5, 10, 15 czyli każde pokolenie ma własny czas

Jednym z najczęściej słyszanych argumentów jakie usłyszałem, aby w ogóle zorganizować a następnie pojechać na zlot 3.0, był tekst o tym, że każde pokolenie harcerskie zasługuje na to by mieć swój własny Wielki Zlot. Tyle, że pokolenie harcerskie nie trwa 10 lat. Dla przykładu, z mojej drużynie, na 35 osób jestem jedynym który mundur harcerski nosi ponad 10 lat.

Jeżeli więc rzeczywiście chcemy każdemu pokoleniu dać ich własny zlot, a zarazem wypracować sobie jakieś kadry i doświadczenia, to nie lepiej aby zamiast wybuchu raz na dekadę, organizować zloty regularnie co 5 lat? Albo przynajmniej jakiś zamiennik typu zlot ZZtów.

Informacja zwrotna

Po zajęciach z komunikacji społecznej na pierwszym roku studiów, wiem, że w rozmowie najważniejsza jest informacja zwrotna. Natomiast po zajęciach na pierwszej edycji Kursy Kadry Kształcącej, wiem, że po każdych zajęciach, najważniejsza jest ich ewaluacja. 

No a po zlocie jak ankiet dla drużynowych nie było tak nie ma. Za to z tego co wiem, pierwsze oficjalne i większe spotkanie podsumowujące zlot, odbyło się +/- kilka dni przed wypuszczeniu tego artykułu. 

Wyznaczanie nowych kierunków

Brakuje mi trochę intelektualnego fermentu przed Zlotem. Miał być w założeniach swego rodzaju sprawdzeniem, jaki jest nasz Związek po 30 latach istnienia, ale też wyznaczeniem nowych kierunków… a tymczasem brak jakichś większych dyskusji, chociażby rozwinięcia tematów, które pojawiły się na Zjeździe w 2018 roku.” napisał Henryk Skrzyński w Co to znaczy być 3.0? jeszcze przed zlotem. 

Za nisko jestem, wszak jestem tylko drużynowym i może nie wiem, że były jakieś całonocne rady harcmistrzów z całego ZHRu. Albo, że odbył się sejmik instruktorów OHy, ale wpuszczali tylko od podharcmistrza wzwyż, to mnie nie zaproszono. Wiem tylko, że ze zlotu wróciłem bez jakiejkolwiek nowej wizji ZHRu wchodzącego w swoją czwartą dekadę. Okazja do zakrzewienia nowych idei i celów u 5500 harcerek, harcerzy, instruktorek i instruktorów, nie została wykorzystana. 

Podsumowując

Pisać mógłbym jeszcze wiele –  o braku czasu na uczestniczenie w mszach na końcu terenu zlotu, o punktacji OHy, która nie miała swojego zwieńczenia, o wywołującym zażenowanie występie przed premierem. Mam jednak nadzieję opisać te kwestie, już w ankiecie/ankietach pozlotowych. 

A jakie wnioski i sugestie ode mnie tu i teraz?

  1. Rozważmy zlot ZHRu co 5 lat
  2. Zobowiążmy władze ZHRu do prezentowania kadry zlotu na minimum 2 lata przed nim (choć jako idealista wierzę, że wszelkie formalne przymusy powinny być tu zbędne)
  3. Pamiętajmy, że niezależnie od skali wydarzenia, mamy system zastępowy i drużyny harcerskie, a nie tylko gniazda i chorągwie
  4. Zorganizujmy w końcu sejmik instruktorski będący miejscem wykuwania nowych celów i idei ZHR
  5. Nie rzucajmy słów na wiatr i nie rozbudzajmy emocji, bo czym większe oczekiwania uczestników, tym mocniejsze zderzenie z rzeczywistością

A na koniec, zdanie które moim zdaniem najlepiej podsumowuje zlot, z perspektywy drużynowego/przybocznego:

“Mam wrażenie, że prawie nic na zlocie nie robimy, a jednocześnie cały czas jesteśmy w biegu i zmęczeni”

Zdjęcia w tekście: pwd. Jan Józefowski

Przeczytaj także

Tagi:

8 komentarzy do “Garść spostrzeżeń po zlocie ZHR 3.0 z perspektywy drużynowego”

  1. Przeczytałem artykuł i odnoszę wrażenie, że druh nie zna całej historii tego zlotu.
    1. Zlot był planowany od dawna, ale „poprzednia” komenda zlotu dała ciała. Na krótko przed wydarzeniem trzeba było powołać nową komendę. Wzięła to na siebie druhna Siergiej i zorganizowała ogromny zlot rękoma BARDZO młodych ludzi.
    2. Nikt nie zakazywał organizowania zajęć indywidualnych (drużyn) więc można było wpasować się w program ze swoimi pomysłami i zrobić zajęcia odpowiednie dla swoich harcerzy (wędrowników).
    3. Cieszę się, że druh jest chętny do zorganizowania zlotu co 5 lat! Baaaardzo brakuje nam ludzi którzy podejmą się takiego wyzwania. To gdzie widzimy się za te 5 lat?
    Pozdrawiam.
    Marek

  2. Jest mi bardzo przykro, że zgadzam się z tym tekstem i jako drużynowa na zlocie bardzo podobnie odbieram tamte wydarzenia. Tylko ja w przeciwieństwie do Ciebie nie uważam, że poznałam się z moją chorągwią, moim gniazdem, moje harcerki przyjechały nie znając na zlocie żadnej drużyny z gniazda i z podobną niewiedzą stamtąd wyjechały. Tak samo kadra i zzet nie poznały nikogo, jedynie przypadki, a nie zaplanowane akcje, jedynie ja miałam styk z innymi drużynowymi podczas rad (na których zresztą niewiele się dowiadywałam, czułam się na zlocie jak zastępowa czy szeregowa, która nic nie wie, o niczym nie decyduje, za nic nie jest odpowiedzialna, za bardzo prócz bycia wychowawcą nie jest potrzebna).

  3. Może zamiast na zlot ZHR 3.0 trzeba było wybrać się na Jubileuszowy Zlot Trzydziestolecia ZHR? Byłam i wiem, że większość uczestników wspomina jako świetną przygodę.

  4. „czułam się na zlocie jak zastępowa”

    O to! Ja swoim harcerzom mówiłem wręcz, że mam obowiązki drużynowego i wiedzę zastępowego.

    A co do integracji, to też pewno kwestia wielkości gniazda. Nas było ledwie stu, więc siłą rzeczy poznałem drużynowych, przybocznych i kilku zastępowych.

  5. Marku!

    1. Historię znam, wiem kto miał być pierwotnie komendantem oraz jak ambitne wizje jego sztab snuł. Wiem również, że druhna Siergiej podjęła się sporego wyzwania, za co ja i w sumie tysiące harcerzy jesteśmy jej wdzięczni. Nie wyklucza to jednak mojego prawa do wykazania kilku problemów. Nie jest to jednak zwykły hejt, a zbiór (mam nadzieję konstruktywnych) wniosków, z których być może skorzystają w przyszłości komendy dużych zlotów.

    2. Oczywiście ze dwa trzy razy był czas dla gniazd i w tym momencie można było zrobić specjalne zajęcia dla drużyny. Wykorzystałem ten czas np. na zdobywanie sprawności pływackich wraz z całą drużyną, a innym razem daliśmy sobie całym gniazdem dodatkowa godzinę snu, której nam brakowało z racji codziennych wczesnych pobudek i męczącego planu dnia.

    3. Z chęcią 🙂 ! Nie wiem w prawdzie gdzie będę w moim życiu za te 5 lat, jednak taki zlot ZZtów + wędrowników szczerze mi się marzy i z chęcią bym go współtworzył.

  6. Marek,
    wypuściłeś małego dżina z butelki więc ja otworze tą butelkę szerzej. Poprzednia komenda nie dała ciała tylko dano jej „po ciele” w mało harcerski sposób nie pozwalając kontynuować przygotowań i poprowadzić Zlot. Mogę dalej rozwijać ten wątek. Zlot by się nie odbył w ogóle, gdyby nie zaplanowane i wcześniej przeprowadzone przez poprzednią komendę działania. Też mogę o tym dużo pisać. O Zlocie także nie myślano od dawna (z wyjątkiem niektórych instruktorów, zwłaszcza tych, którzy doprowadzili do uruchomienia całej machiny przygotowań) a oprócz obojga Naczelników oraz Grzegorza była ogólna niechęć u władz aby w ogóle ten Zlot się odbył. I to też jest długa historia. Zlot był potrzebny, okazał się sukcesem i uczestnicy są zadowoleni, udało się go przeprowadzić dopychając kolanem. Takie partyzanckie przedsięwzięcie może także poprowadzić każdy instruktor/instruktorka na poziomie harcmistrza jeżeli mu się chce, ma czas, energię lub ochotę na splendor pozlotowy w przysłowiowe „cztery miesiące” – to da się zrobić. Ale to nie jest zgodne ze sztuką, generuje niepotrzebne nerwy i jest chore. I o tym tez można sobie podyskutować.
    Już teraz trzeba zaś myśleć o Zlocie 40-lecia bo 10 lat to nie jest znowu dużo na przygotowania tak dużej i prestiżowej imprezy. Tylko czy… ktoś myśli chociażby o tym jaki chcemy aby był ZHR nawet za 3 lata i w ogóle myśli o jakimś planie rozwoju a nie skupia się na bieżączce i wzajemnych podchodach?
    Michał

  7. Szczerze Basiu, to dopiero kiedy członkowie biura prasowego tak ochocza zaczęli spazmować nad tytułem artykułu, dowiedziałem się, że doszło do jakiejś oficjalnej zmiany nazwy zlotu i „zlot 3.0” i „zlot trzydziestolecia” nie są nazwami wymiennie stosowanymi.
    W sumie dobrze, że doszło do tej zmiany. Bo „zlot 3.0” rzeczywiście sugerował wejśćie w jakiś nowy poziom, nowe wizje. Sugerował zmiany na lepsze. A jubileuszowy zlot po prostu oznacza tyle, że istniejemy 30 lat. I już.

    „wiem, że większość uczestników wspomina jako świetną przygodę.”
    Czy była może jakaś ankieta do wszystkich uczestników z pytaniem „Czy ten zlot był dla Ciebie świetną przygodą?” i ponad 51% odpowiedziało „tak”?
    Bo jeżeli nie, to jest to niestety tylko pustosłowie które nie wiem co ma wnieść do dyskusji nt zlotu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *